Cześć wszystkim!!!

Hejka, witam wszystkich na moim blogu. Jest to blog z moim opowiadaniem. Dobra, aby tu dłuzej nie gadać, powiem tylko ZAPRASZAM!
Karola

środa, 14 stycznia 2009

Zawsze jest ta druga strona... cz. 28

Hej !

Chyba nikt nie czyta mojego bloga... ;( A szkoda, bo trochę włożyłam czasu w napisanie kolejnych części. No cóż, jak tak dalej pójdzie, to zamknę bloga. Zapewnie i tak nikt płakać nie będzie. :

Okej. Jeżeli pod tą notką będzie "0" komentarzy, zamknę go. Nie chce mi się prowadzić czegoś, co wiem, ze i tak nikt z tego nie korzysta. No nic. Nie wolno mieć wszystkiego.

Wszyscy obecni w domu pojechali do szpitala. Bill oczywiście był w szoku. Nie wiedział czy Andrea z tego wyjdzie cało. Przychodziły do niego najstraszliwsze myśli, typu, że Andrea miałaby umrzeć. Chłopak próbował się od tych myśli oderwać, ale one cały czas do niego przychodziły, jakby go śledziły.
KORYTARZ SZPITALNY PRZED IZBĄ PRZYJĘĆ, GODZ. OK. 20.00
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. – powiedziała Izabeal do zszokowanego całą sytuacją Billa.
- Wiem, ale ja już tak nie mogę. Cały czas tylko ona bierze na siebie tą całą odpowiedzialność, chroni innych, a jeszcze później za to płaci. I teraz powiedz: czy to jest fair? – spytał Bill.
- Nie, ale ona chyba już tak lubi być winna za wszystkich na tym świecie. Taka już była od kiedy się poznałyśmy.
- Trzeba to zmienić. – Bill wstał i chciał już wyjść, kiedy podszedł do nich lekarz.
- Dzień dobry. – przywitał się lekarz.
- Dzień dobry. – chórem odpowiedzieli Izabeal i Bill.
- Co z nią? – spytał Bill.
- Wszystko jest ok.
- Jak ona się teraz czuje? – spytał się Bill.
- Jest jeszcze w stanie ciężkim, ale już jest wszystko dobrze. Jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo śmierci.
- Można się z nią zobaczyć? – znów spytał Bill.
- Nie, jeszcze nie teraz. Jest jeszcze zbyt słaba.
- A kiedy będzie można?
- Już niedługo. Jutro będziesz mógł już wejść na chwilkę, aby zamienić z nią parę słów.
- Dopiero jutro?! – pytał się dalej Bill.
- Tak, ponieważ dzisiaj jest ona jeszcze zbyt słaba.
- A nie można dzisiaj? Panie doktorze... – błagał farbowany brunet.
- Nie, ale mam jeszcze do Was inną sprawę. A raczej dwie... Również bardzo ważne. – powiedział lekarz.
- Czyli jakie? – spytała tym razem Izabeal.
- Andrea została zgwałcona. Dzisiaj, zaraz przed tym, jak chciała popełnić samobójstwo. Przynajmniej tak wynika z naszych ustaleń dotychczasowych.
- Jim. – powiedziała wściekle Izabeal. – Zabiję drania.
- Idę z tobą. - powiedział Bill.
- Poczekajcie! – zawołał lekarz. – Jeszcze jest ta druga sprawa.
- Jaka?!
- Otóż Andrea jest w ciąży.
- Że co?! – zaniemówił Bill.
- Andrea jest w ciąży.
- Ale jak?
- Stało się to około miesiąca temu.
- Kiedy? – zapytał Bill.
- Mam to w aktach. Już sprawdzam. – lekarz zaczął przewalać w aktach. – Dokładnie 4 tygodnie i 3 dni.
- A więc to nie Jim... – stwierdziła Izabeal.
- Kiedy?!
- 4 tygodnie i 3 dni temu. – powtórzył lekarz, Bill usiadł z przerażenia.
- Bill, co Ci jest? – zmartwiła się Izabeal.
- To ja już może pójdę. Do widzenia. – pożegnał się lekarz.
- Do widzenia. – odpowiedziała cicho Andrea.Wiem kim jest ten, kto ma dziecko z Andrea’ą... I bardzo dobrze tego kogoś znam. –Bill spojrzał jakby błagalnym spojrzeniem na Izabeal, jakby chciałby jej coś powiedzieć. Oczy świeciły mu się, jakby zaraz miał wybuchnąć ogromnym „potopowym” płaczem.

poniedziałek, 22 grudnia 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 27

Hej. Jestem trochę zawiedziona, ponieważ nikt się nie wysilił i skomentował poprzedniej notki. Trochę to wszystko jest bez sensu. Jeżeli czytacie, to skomentujcie! Dużo wam czasu to nie zajmie, a mnie pozwoli dokonać popraw w opowiadaniu. Ale nie ograniczajcie się do komentarza "Fajny odcinek. Czekam na nexta". Wyraźcie coś z siebie, wcale nie musi być dużo! No na tyle.
Długo nie pisałam, bo nie mam czasu. I tak będzie w najbliższej przyszłosci, ze notki nie bedą pojawiały się regularnie. No cóż... Trochę braki w czasie i tyle.






W TYM CZASIE U IZABEAL:
Izabeal nie mogła nadal uwierzyć w to, co zrobiła Andrea – dalej spotyka się z tym dupkiem, który ją zranił. Postanowiła wszystko powiedzieć Billowi. On też powinien o tym wiedzieć.
- Cześć Bill. Tu Izabeal.
- Hej. Coś się stało?
- Możemy się spotkać?
- Możemy, ale kiedy?
- Najlepiej jeszcze dzisiaj.
- Dzisiaj?!
- Tak, dzisiaj, przyjedź po mnie o 19.00, pojedziemy gdzieś do baru. Zdążysz?
- Tak, ale...
- No to na razie.
- Na razie...
No i teraz tylko się wyszykować, jak jej się będzie chciało, i czekać na Billa.
DOM ANDREA’Y, GODZ. OK. 17.30:
Już było po wszystkim. Andrea zamknęła się w łazience, zaczęła mocno płakać. Z resztą nie ma się co dziwić - Jim ją zgwałcił. Dlaczego nie mogła pójść po to głupie piwo?! Nie byłoby teraz tak, jak jest! Tak okropnie, strasznie... Czuła się podle. Myślała, że to jej wina. Zastanawiała się, co będzie dalej. Czy powie komuś? Jeżeli tak, to komu? Najbliższą jej sercu był Bill, ale on dowiedzieć się nie mógł. Izabeal też nie, bo ona mogłaby wszystko wygadać Billowi. Pozostawał jeszcze Gustav, Georg, no i Tom... Ale nie, oni wszyscy mogą wygadać wszystko Billowi. A więc nie zostawał jej nikt, kto mógłby jej wysłuchać. Nikt, nikt, nikt... W takich chwilach chciałaby znać kogoś, kto na 100% nie wygadałby tego nikomu, a tym bardziej Billowi.
Andrea siedziała tak i płakała już dwie godziny. Już nie mogła sobie z tym wszystkim poradzić. Wzięła tabletki... Najpierw, jedną, drugą, a teraz już całą garść. Wyłykała już prawie całe opakowanie. Upadła na podłogę. Była nieprzytomna.
W TYM SAMYM CZASIE W BARZE, GDZIE SPOTKALI SIĘ BILL I IZABEAL:
- Muszę Ci coś ważnego powiedzieć o Andrea’i. – zaczęła Izabeal.
- Co takiego?! Czy coś jej się stało?! - przejął się na maxa Bill.
- Nie wiem, ale może... Ona znów spotyka się z Jimem.
- Że co?!
- Ona znów spotyka się z Jimem. Robi to dla Ciebie. Powiedziała, że robi to dla Ciebie, mnie i Toma, i wszystkich tych, co „przez nią” byli poszkodowani, chociaż każdy wie, że to wszystko przez Jima, ale ona zawsze musi brać całą winę na siebie.
- Nie mogę w to uwierzyć! Nie, to nie może być prawda!
- Może, nie może... To nieważne. To jest prawda Bill, niestety...
- Jadę do niej.
- Jadę z Tobą.
- Chodź.
Bill i Izabeal pojechali razem do Andrea’y.
ZA 20 MINUT, DOM ANDREA’Y:
- Andrea! – wołał Bill.
- Andrea! – wołała Izabeal.
- Andrea! – zawołał Bill, otwierając drzwi od łazienki, gdzie leżała nieprzytomna Andrea. – Tutaj jest! Szybko! Izabeal! Ona jest nieprzytomna!
- Co?!
- Szybko, dzwoń po karetkę! – Bill wziął głowę Andrea’i na swoje kolana i odgarniał jej włosy. – Proszę, kochanie, obudź się...
- Karetka już wezwana. Zaraz będą. – oznajmiła Izabeal.
- Dobra.
- Nadal się nie obudziła?
- Nie.
- Co to jest? – powiedziała Izabeal, zauważając, że Andrea trzyma w dłoni pudełko od tabletek, prawie puste.
- Andrea chciała popełnić samobójstwo...? – przeraził się Bill.Coś tu się stało, i mam przeczucie, że w tym wszystkim udział brał Jim...

poniedziałek, 8 grudnia 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 26

Ło matulo.
Możecie bić. Ale proszę – nie mocno xd
Długo mnie nie było, wiem. Ale to dlatego, że coś się z bloggerem stało! Przez ten problem przez ponad miesiąc nie mogłam się w ogóle zalogować. Nie wiem jakim cudem to mi się dzisiaj udało, no ale nie będę wnikać xd
A teraz, kiedy nie mam nic już chyba do powiedzenia sensownego (może oprócz tego, że jestem chora), to przejdę do konkretów. A dokładniej, do notki. :)







W TYM CZASIE U IZABEAL:
Izabeal nie mogła nadal uwierzyć w to, co zrobiła Andrea – dalej spotyka się z tym dupkiem, który ją zranił. Postanowiła wszystko powiedzieć Billowi. On też powinien o tym wiedzieć.
- Cześć Bill. Tu Izabeal.
- Hej. Coś się stało?
- Możemy się spotkać?
- Możemy, ale kiedy?
- Najlepiej jeszcze dzisiaj.
- Dzisiaj?!
- Tak, dzisiaj, przyjedź po mnie o 19.00, pojedziemy gdzieś do baru. Zdążysz?
- Tak, ale...
- No to na razie.
- Na razie...
No i teraz tylko się wyszykować, jak jej się będzie chciało, i czekać na Billa.
DOM ANDREA’Y, GODZ. OK. 17.30:
Już było po wszystkim. Andrea zamknęła się w łazience, zaczęła mocno płakać. Z resztą nie ma się co dziwić - Jim ją zgwałcił. Dlaczego nie mogła pójść po to głupie piwo?! Nie byłoby teraz tak, jak jest! Tak okropnie, strasznie... Czuła się podle. Myślała, że to jej wina. Zastanawiała się, co będzie dalej. Czy powie komuś? Jeżeli tak, to komu? Najbliższą jej sercu był Bill, ale on dowiedzieć się nie mógł. Izabeal też nie, bo ona mogłaby wszystko wygadać Billowi. Pozostawał jeszcze Gustav, Georg, no i Tom... Ale nie, oni wszyscy mogą wygadać wszystko Billowi. A więc nie zostawał jej nikt, kto mógłby jej wysłuchać. Nikt, nikt, nikt... W takich chwilach chciałaby znać kogoś, kto na 100% nie wygadałby tego nikomu, a tym bardziej Billowi.
Andrea siedziała tak i płakała już dwie godziny. Już nie mogła sobie z tym wszystkim poradzić. Wzięła tabletki... Najpierw, jedną, drugą, a teraz już całą garść. Wyłykała już prawie całe opakowanie. Upadła na podłogę. Była nieprzytomna.
W TYM SAMYM CZASIE W BARZE, GDZIE SPOTKALI SIĘ BILL I IZABEAL:
- Muszę Ci coś ważnego powiedzieć o Andrea’i. – zaczęła Izabeal.
- Co takiego?! Czy coś jej się stało?! - przejął się na maxa Bill.
- Nie wiem, ale może... Ona znów spotyka się z Jimem.
- Że co?!
- Ona znów spotyka się z Jimem. Robi to dla Ciebie. Powiedziała, że robi to dla Ciebie, mnie i Toma, i wszystkich tych, co „przez nią” byli poszkodowani, chociaż każdy wie, że to wszystko przez Jima, ale ona zawsze musi brać całą winę na siebie.
- Nie mogę w to uwierzyć! Nie, to nie może być prawda!
- Może, nie może... To nieważne. To jest prawda Bill, niestety...
- Jadę do niej.
- Jadę z Tobą.
- Chodź.
Bill i Izabeal pojechali razem do Andrea’y.
ZA 20 MINUT, DOM ANDREA’Y:
- Andrea! – wołał Bill.
- Andrea! – wołała Izabeal.
- Andrea! – zawołał Bill, otwierając drzwi od łazienki, gdzie leżała nieprzytomna Andrea. – Tutaj jest! Szybko! Izabeal! Ona jest nieprzytomna!
- Co?!
- Szybko, dzwoń po karetkę! – Bill wziął głowę Andrea’i na swoje kolana i odgarniał jej włosy. – Proszę, kochanie, obudź się...
- Karetka już wezwana. Zaraz będą. – oznajmiła Izabeal.
- Dobra.
- Nadal się nie obudziła?
- Nie.
- Co to jest? – powiedziała Izabeal, zauważając, że Andrea trzyma w dłoni pudełko od tabletek, prawie puste.
- Andrea chciała popełnić samobójstwo...? – przeraził się Bill.
- Coś tu się stało, i mam przeczucie, że w tym wszystkim udział brał Jim...

Zawsze jest ta druga strona... cz. 26

Ło matulo.
Możecie bić. Ale proszę – nie mocno xd
Długo mnie nie było, wiem. Ale to dlatego, że coś się z bloggerem stało! Przez ten problem przez ponad miesiąc nie mogłam się w ogóle zalogować. Nie wiem jakim cudem to mi się dzisiaj udało, no ale nie będę wnikać xd
A teraz, kiedy nie mam nic już chyba do powiedzenia sensownego (może oprócz tego, że jestem chora), to przejdę do konkretów. A dokładniej, do notki. :)






W TYM CZASIE U IZABEAL:
Izabeal nie mogła nadal uwierzyć w to, co zrobiła Andrea – dalej spotyka się z tym dupkiem, który ją zranił. Postanowiła wszystko powiedzieć Billowi. On też powinien o tym wiedzieć.
- Cześć Bill. Tu Izabeal.
- Hej. Coś się stało?
- Możemy się spotkać?
- Możemy, ale kiedy?
- Najlepiej jeszcze dzisiaj.
- Dzisiaj?!
- Tak, dzisiaj, przyjedź po mnie o 19.00, pojedziemy gdzieś do baru. Zdążysz?
- Tak, ale...
- No to na razie.
- Na razie...
No i teraz tylko się wyszykować, jak jej się będzie chciało, i czekać na Billa.
DOM ANDREA’Y, GODZ. OK. 17.30:
Już było po wszystkim. Andrea zamknęła się w łazience, zaczęła mocno płakać. Z resztą nie ma się co dziwić - Jim ją zgwałcił. Dlaczego nie mogła pójść po to głupie piwo?! Nie byłoby teraz tak, jak jest! Tak okropnie, strasznie... Czuła się podle. Myślała, że to jej wina. Zastanawiała się, co będzie dalej. Czy powie komuś? Jeżeli tak, to komu? Najbliższą jej sercu był Bill, ale on dowiedzieć się nie mógł. Izabeal też nie, bo ona mogłaby wszystko wygadać Billowi. Pozostawał jeszcze Gustav, Georg, no i Tom... Ale nie, oni wszyscy mogą wygadać wszystko Billowi. A więc nie zostawał jej nikt, kto mógłby jej wysłuchać. Nikt, nikt, nikt... W takich chwilach chciałaby znać kogoś, kto na 100% nie wygadałby tego nikomu, a tym bardziej Billowi.
Andrea siedziała tak i płakała już dwie godziny. Już nie mogła sobie z tym wszystkim poradzić. Wzięła tabletki... Najpierw, jedną, drugą, a teraz już całą garść. Wyłykała już prawie całe opakowanie. Upadła na podłogę. Była nieprzytomna.
W TYM SAMYM CZASIE W BARZE, GDZIE SPOTKALI SIĘ BILL I IZABEAL:
- Muszę Ci coś ważnego powiedzieć o Andrea’i. – zaczęła Izabeal.
- Co takiego?! Czy coś jej się stało?! - przejął się na maxa Bill.
- Nie wiem, ale może... Ona znów spotyka się z Jimem.
- Że co?!
- Ona znów spotyka się z Jimem. Robi to dla Ciebie. Powiedziała, że robi to dla Ciebie, mnie i Toma, i wszystkich tych, co „przez nią” byli poszkodowani, chociaż każdy wie, że to wszystko przez Jima, ale ona zawsze musi brać całą winę na siebie.
- Nie mogę w to uwierzyć! Nie, to nie może być prawda!
- Może, nie może... To nieważne. To jest prawda Bill, niestety...
- Jadę do niej.
- Jadę z Tobą.
- Chodź.
Bill i Izabeal pojechali razem do Andrea’y.
ZA 20 MINUT, DOM ANDREA’Y:
- Andrea! – wołał Bill.
- Andrea! – wołała Izabeal.
- Andrea! – zawołał Bill, otwierając drzwi od łazienki, gdzie leżała nieprzytomna Andrea. – Tutaj jest! Szybko! Izabeal! Ona jest nieprzytomna!
- Co?!
- Szybko, dzwoń po karetkę! – Bill wziął głowę Andrea’i na swoje kolana i odgarniał jej włosy. – Proszę, kochanie, obudź się...
- Karetka już wezwana. Zaraz będą. – oznajmiła Izabeal.
- Dobra.
- Nadal się nie obudziła?
- Nie.
- Co to jest? – powiedziała Izabeal, zauważając, że Andrea trzyma w dłoni pudełko od tabletek, prawie puste.
- Andrea chciała popełnić samobójstwo...? – przeraził się Bill.
- Coś tu się stało, i mam przeczucie, że w tym wszystkim udział brał Jim...

piątek, 7 listopada 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 25

Hejoo! Niespodziewana notka ;) Ale no tak wychodzi, jak się ma dużo czasu wolnego xd No może prawie dużo czasu wolnego xd
A jutro mam wsytęp w KDK-u :P Będę śpiewać w chórku xd Trzymajcie sie narody na mój śpiew xd No, ale to jutro.
A kiedy następna notka? Może w poniedziałek, jak mi się uda z czasem wyrobić ;) No to chyba już na tyle, co chciałam tak ode mnie powiedzieć, a teraz zapraszam an następną notkę :D





Kiedy Izabeal była z Tomem, Andrea w tym czasie w domu. Płakała. Nie wytrzymywała już tego całego napięcia związanym z nią, Jimem i Billem. Jeszcze nie dawno jej życie było takie spokojne... Teraz przypominało jeden wielki horror kryminalny. Nie mogła już tego wszystkiego znieść. Przez ostatnie tygodnie przychodziły do niej nawet myśli samobójcze... To całe życie otaczające ją w około już ją wykańczało, doprowadzało do ciągłego płaczu po kątach, smutkach... W końcu podjęła decyzję, która będzie najlepsza dla wszystkich, choć może nie dla niej. Pójdzie do Jima i zgodzi się na to powalone chodzenie, za które ten ten owy pieprzony chłopak gotów jest zabić wszystkich na tym świecie. Bez wyjątku. Nawet ją i siebie.
Otarła łzy. Umyła twarz. Teraz już prawie w ogóle nie było widać, że płakała. Na szczęście. Zdecydowana poszła do Jima, do jego domu.
- Cześć. – Jim otworzył drzwi.
- Witaj złotko... – Jim pociągnął ją za rękę do środka.
- Przyszłam Ci coś powiedzieć... – zaczęła Andrea.
- No słucham, słucham... – powiedział Jim, i usiedli oboje na kanapie w pokoju Jima, po czym on przysunął się bardzo do niej. – A więc chcesz ze mną chodzić, tak...?
- Tak... – powiedziała Andrea i odwróciła głowę w drugą stronę, choć nie na długo bo Jim zaraz ją odwrócił do siebie, i zaczął całować.
- Kochanie... Chyba dopiero teraz poczułaś, że naprawdę do siebie pasujemy, i nic tego już nie zmieni... Nawet ten cholerny pieprzony Kaulitz.
- Taaa...
- Moja kochana Andrea... Chyba wreszcie zmądrzałaś od naszego ostatniego spotkania... Prawda? – powiedział Jim do niej czekając na odpowiedź, nie usłyszał jej, więc powtórzył jeszcze raz z większym naciskiem. – Prawda?!
- Tak... – odpowiedziała Andrea.
- No... I tak masz mówić złociutka – chłopak powoli zaczął ją całować...
- Jim, przestań... – ....lecz ona natychmiast go od siebie odsunęła.
- Co przestań? Kochanie... Jeżeli jesteśmy już parą powinniśmy pójść na całego... Nie wiem dlaczego jesteś taka dla mnie. Jeżeli nie to nie, ale powinnaś wiedzieć, że nie postępujesz fair...
- Wiem, ale...
- Ale co...?
- Nie jestem dzisiaj w nastroju.
- No to, to powinno Ci poprawić nastrój złociutka...
- Wiem, ale zrozum... Nie dzisiaj.
- Dobrze, ale nie możemy przed tym uciekać. Nie jesteś już małym dzieckiem, Andrea. Powinnaś już to mieć na koncie...
- Ale nie rozumiesz, że ja dzisiaj nie mogę?!
- Nie krzycz! Dobrze?! – Jim przysunął ja bardziej do siebie, przy czym dziewczyna poczuła dużą dawkę narkotyków branych jakieś dwie godziny temu.
- Przepraszam...
- No...! Ja myślę! W tym momencie powinienem na Ciebie nie zwracać uwagi i zrobić to, co ja chcę. Masz szczęście, że ja nie jestem taki i umiem zrozumieć ludzi, złotko... – Jim puścił wreszcie Andrea’e.
- Ja już muszę iść. Pa... – Andrea wyszła szybko od Jima i szybko pobiegła do swojego domu.
Andrea była w domu na jakąś godzinę 21.00.
Izabeal – na 22.00.I tak zakończył się ten kolejny popieprzony dzień (względem Andrea’y), i wspaniały (względem Izabeal).

wtorek, 4 listopada 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 23+24

Hej! Wiecie, że będę śpiewała niedługo w KDK-u w Kutnie i w Ratuszu! To pierwsze już w sobotę, a to drugie - we wtorek ;) Życzcie mi szczęścia ;P
A co u Was?
Dobra, wiem. Przynudzam. Więc przejdźmy do rzeczy.

1. Chciałabym napisać nowe opowiadanie. Kto by czytał? ;) O czym? O...dziewczynie, która trenowała sport. Jedank to nie przynosiło jej radości, mimo wielu zwycięstw. Później przeprowadza się tam gdzieś (najprawdopodobniej do Niemiec, ale jeszcze jest opcja do USA - wybierzcie :P ) i dalej to się potoczy... ;)

2. Kolejna część? Taka dawna i tam łoo^^ Nie podoba mi się, ale dobra xd A tak wogóle to chyba kolejne części :P






I tu ulice się rozbiegają. Jedna idzie do baru, druga do centrum handlowego, miejsca które najczęściej było odwiedzane przez Izabeal. Teraz trzeba było tylko szybko pobiec w inną stronę, w stronę baru, no a później szubko do parku. Temu wszystkiemu przygląda się pewien chłopak, chłopak którego Izabeal znała już wcześniej. Może nie najlepiej, ponieważ widzieli się tylko raz, może dwa razy, ale znała go dość dobrze, aby go już znienawidzić, chociaż ta nienawiść minęła już jej dawno, i tak w sercu pozostawało nie miłe uczucie złości, która pozostała. Chłopak ten przyjechał specjalnie dla niej, aby z nią porozmawiać o tym co zaszło tego lata w Berlinie, czyli o marihuanie, którą jej podał... Na pewno nie łatwo się domyślić, że tym chłopakiem był Tom Kaulitz.
Izabeal szła szybko. Tom musiał biec (czego nie lubił) aby ją dogonić. Złapał ją mocno za rękę. Zatrzymali się oboje. Izabeal znała ten dotyk, przecież wiedziała kto ją naćpał tego pechowego dnia. Obejrzała się powoli za siebie.
- Cześć. – zagadał Tom.
- Cześć. – odpowiedziała niechętnie Izabeal.
- Możemy pogadać...? – zapytał nieśmiało Tom.
- Przecież rozmawiamy... – odpowiedziała drwiąco Izabeal. Nadal była na niego zła, ale coś jej mówiło, że kochana tego drania.
- ...Na osobności... – dokończył Tom.
- Ale gdzie tutaj jest osobność? Na chacie nie mogę, bo mama jest, no chyba, że mówisz o ściekach pod nami, ale chyba i tam także są ludzie, naprawiający tą prymitywna kanalizację... – Izabeal nie dokończyła, przerwał jej Tom.
- Wynająłem hotel, tutaj, dwie ulice obok.
- Mówisz o „Katerine”? – zapytała z niedowierzaniem Izabeal.
- No tak, tak... – powiedział szybko Tom.
- Tam? To jeden z najekskluzywniejszych hoteli w Niemczech!
- No i... – Tom nadal nie wiedział o co chodzi Izabeal.
- I ty chcesz mnie tam zaprosić? – niedowierzała blondynka.
- No tak...
- Mnie?
- Tak. Ciebie...
- Mnie?
- No ta.
- Mnie? Naprawdę mnie?
- Tak, naprawdę Ciebie.
- Ale tak na serio, serio mnie?
- No tak.
- Ale na serio?
- Tak, na serio.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Nie kłamiesz?
- Nie...
- Mnie?
- No tak! – Tom nie wytrzymał. – Czy coś Ci nie pasuje?
- Nie, nic... Tylko, że... Nikt mnie jeszcze w takie miejsca nie zaprosił.
- Dobra, to ja będę pierwszy. – zaśmiał się Tom, a po chwili dodał. – Idziesz?
- Dobra, tak, idę. – odpowiedziała dziewczyna.
Tom wziął ją za rękę i szybko przeszli przez ulice.



W POKOJU HOTELOWYM TOMA, 15.40:
Izabeal weszła do pokoju. Rozejrzała się. Usiadła na kanapie, obok stolika. Zaraz przyszedł Tom. Usiadł obok blondynki.
- Podoba Ci się ten mały apartamecik? – zapytał Tom, rozglądając się po pokoju.
- Tak... Naturalnie. – odpowiedziała Izabeal, jeszcze tak w zasadzie nie dowierzając tym, że znajduje się obecnie w najlepszym hotelu w Zessen.
- Coś jesteś spięta. Coś Cię gryzie? – zapytał Tom, i objął Izabeal.
- Nie, nic... – odparła Izabeal.
- Aha. – odpowiedział krótko Tom.
Nastała krótka cisza. Trwała ona około 5 minut. Przerwała ją Izabeal.
- Tom... Po co ty mnie tu właściwie ściągnąłeś? Żeby pokazać mi swój nowy apartament, czy po co? – zapytała Izabeal.
- Ach... Wiesz co... To nie jest takie proste jak Ci się wydaje... – odpowiedział Tom, zdjął rękę z Izabeal.
- No to jak nie chcesz mi powiedzieć, to po co mnie tu ściągnąłeś, hm? – zapytała wkurzona Izabeal.
Nastała chwila ciszy. Tym razem przerwał ją Tom.
- To nie ja Cię naćpałem wtedy po koncercie – powiedział Tom krótko, oschle, zwięźle, ale i ciepło, przytulnie.
Izabeal zaniemówiła.
- Kto to był w takim razie? – zapytała w końcu po krótkiej ciszy Izabeal.
- To był... Taki... Ten... No... Były chłopak Andrea’y.
- Jim?
- O! Tak! To on!
Izabeal znów zaniemówiła.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej? – zapytała cicho, prawie bezgłośnie, Izabeal.
- Bill mi zabronił. Nie chciał Cię wtedy martwić, a pozatym było wtedy tyle na głowie. Najpierw wszystko się wyjaśniło, później ten mój postrzał... Sama rozumiesz, prawda? – odpowiedział Tom.
- Nie. Nie rozumiem. Dlaczego mi tego wcześniej nie powiedzieliście, co?! – zapytała, a raczej wykrzyczała Izabeal.
- Mówię Ci właśnie. Nie było okazji, zbyt dużo się działo. – odpowiedział krótko Tom.
- Ale... – Izabeal nie dokończyła.
- Izabeal... Usiądź. – Tom złapał Izabeal za rękę i pociągnął w stronę kanapy, tak że dziewczynę zaraz na niej się znalazła.
- Ale... – Izabeal nadal była w szoku.
- Spokojnie, nie przejmuj już się. – pocieszył szybko Tom i objął Izabeal.
- Ja już nic nie rozumiem. Po co mnie naćpał, jeżeli zapewne chodziło mu o Andrea’e? – głośno „myślała” Izabeal.
- Nie wiem, ale jedno jest pewne, ten cały koleś na „J” nie zaprzestanie na tym, że chciał mnie i Billa zabić, no i że naćpał Ciebie poprzez mnie, i wiesz co myślę? – zapytał się Tom patrząc głęboko w oczy Izabeal i zdejmując swoją rękę z ramion Izabeal.
- Nie... – odpowiedziała szybko Izabeal.
- Że to jest dopiero początek. – odpowiedział Tom, kładąc swoją rękę (po raz już któryś z kolei) na ramionach Izabeal.Zapadła cisza, choć teraz tylko około 10-sekundowa. Nagle ręka Toma zaczęła opadać co raz to niżej, do bioder Izabeal. Tom zaczął ją całować. Izabeal była jeszcze w lekkim szoku, nie wiedziała co się dzieje, nie protestowała na to, że Tom ją całuje, namiętnie całuje. Zaczęli się powoli rozbierać. Nagle pokój zaroił się od ubrań Izabeal i Toma, którzy obecnie całowali się na kanapie. Tom leżał półnagi na półnagiej Izabeal. Całowali się coraz namiętniej.

środa, 29 października 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 22

Hej! Już niedługo moje uorodzinki :D Tak dokładniej, to w piątek. Trzynastka mi już skoczy xd Nie mogę się już odczekać ;)
A dzisiejsza notka... Hmm... Trochę niespodziewana, tak na prawdę to woóle jej dzisiaj nie planowałam. Ale, że mam trochę czasu, to dodam :D





Izabeal w tej właśnie chwili zaczęła płakać. Ten koleś, ten blondyn, obronił ją. A jeszcze przed niedawną chwilą ją upokarzał na środku chodnika! Dziewczyna nie wiedziała co ma robić, więc dlatego zaczęła płakać. Chciała mu podziękować, ale za co? Za to, że ją upokarzał na środku ulicy razem ze swoim kumpelkiem?! Nie, to odpada. A więc co robić? W tej chwili blondyn objął dziewczynę czułym uściskiem.
- Nie płacz... – powiedział jeszcze czulej niż objął blondyn.
- Zostaw mnie. – powiedziała wyraźnie Izbeal.
- Izabeal, wiem, że możesz być na mnie zła, przepraszam. – chłopak spojrzał Izbeal prosto w oczy.
- Zostaw mnie... Czy to jest dla Ciebie nie zrozumiałe? – zapytała podchwytliwie Izbeal.
- Nie, to jest dla mnie niezrozumiałe. – odpowiedział krótko blondyn.
- To trzeba było się języków uczyć, a nie teraz mi tu wydziwiasz, ze nie rozumiesz. A teraz się wynoś! Czy mam Ci pokazać drzwi?
- Nie, nie musisz. Wiesz co, myślałem, że się dogadamy, ale jak widać z Tobą się nie da. Trudno. Jeszcze tego pożałujesz... – chłopak wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
Izabeal została sama. Nie wiedziała o co chodziło chłopakowi który przed chwilą trzasnął drzwiami. Czy teraz czeka ją zemsta? Nie wiedziała, ale pewna była, że czułe słówka, które mówił jej blondyn, były częścią planu obu typków – posłańców pieprzonego Jimiego. Izbeal nie wiedziała co ma robić, ale wiedziała na pewno pewną rzecz: ani słowa nikomu o tym co dzisiaj zaszło, co zaszło tutaj, dzisiaj.
Po około 5 minutach siedzenia bezczynnego na fotelu obok stolika, doszła do wniosku, że powinna się trochę ogarnąć. Poszła więc do łazienki i wzięła szybką kąpiel, założyła czyste ubrania, posprzątała kuchnie. Zrobiła to tylko dlatego, że mama Izabeal wszystkiego mogła by się domyślić, może nie wiedziała by kto zrobił taki burdel, ale wiedziała by, że ten ktoś nie za bardzo lubi się z Izabeal, albo przynajmniej nie za bardzo lubi się z przyjaciółmi jej córki. Ale i tak jej kochana matka mogła by zaraz wszystko wiedzieć: ona zawsze wszystko umie wywęszyć, to jej wada. Za to właśnie jej nie lubiła najbardziej, no może jeszcze za to, że wszystko musiała postawić na swoim, ale to już inna bajka, choć może trochę podobna do tej. Ale teraz nie czas na bawienie się w opisy matki Izabeal, teraz trzeba trochę się pocharakteryzować, aby mamusia nie zauważyła żadnej niepokojącej jej rzeczy, w końcu ona umie wywęszyć każda rzecz, na jaką tylko jej przyjdzie ochota. A więc: lekki makijaż (nie jest bardzo rzucający się w oczy, a umie tuszować wszystko, tylko trzeba umieć go zastosować), ciuchy też muszą być odpowiednie (najlepiej w stylu własnym), odstresowanie (najlepiej w tej kwestii pomaga medytacja, ale nie za długo, przecież mamcia ma wrócić za około pół godziny, więc czasu jest mało), no i oczywiście (jak zawsze w takich sytuacjach) dobry plan, aby szybko wymknąć się z domu, kiedy mamuś wraca właśnie do niego. Oto co wymyśliła dzisiaj Izabeal (o plan tu chodzi): kiedy usłyszy tylko nadjeżdżający samochód, od razu wyjdzie jak gdyby nigdy nic, a kiedy zapyta się jej kochana mamusia gdzie idzie jej kochana córeczka, ona na to szybko, że na zakupy, a później może do Andrea’y, jak starczy jej czasu oczywiście. A co będzie robić naprawdę? To proste! Pójdzie może do baru dwie ulice stąd, wypije tam jedno, góra dwa słabe piwa, a później pójdzie do parku, pomedytować w samotności. A! I najważniejsze! Koniecznie nie może wziąć komórki! Jeżeli ją tylko weźmie, koniec z piwami, medytacją itp itd... Wtedy to już by było tylko zawrót na chatę, jeżeli by nie mama przyjechała do niej. Kompletny obciach, paranormaliczny śmiech będących obok niej ludzi... Po prostu: PARANOJA. Już i tak dość zamieszania było z jej pobytem w szpitalu. Matka się darła, tydzień Izabeal siedziała pod zamknięciem, kiedy jej matula lamentowała, i mówiła jej po sto razy dziennie co by było, gdyby się z tego nie otrząsnęła.I mam przyjechała na chatę. Początkowa faza wypaliła z powodzeniem, matula nic się nie skapnęła. Teraz bar, dwie ulice dalej, no to idziemy!